niedziela, 2 grudnia 2012

...jesień mi służy...

Nie ma co narzekać, że szaro i buro. Jesienne dni w prawdzie są krótkie, ale za to długie wieczory pełne są rękodzielskich inspiracji. Oby tylko lampa wytrzymałą godziny wyszywania koralikami, a właściwie to szydełkowania, z którego zupełnie nie chcę się wyplątać...:) Puki mam pasję, to wycisnę z niej wszystko, co możliwe i to na czas, dużo i szybko!

Tu moje pierwsze szaleństwo, z 5 kolorów czeskich koralików dla Barwnej Basi. Najgrubsza jaka zrobiłam, na 19 koralików, pół kośnikiem. Przechodzenie w kolory zupełny przypadek, artystyczny misz-masz jak Basia, królowa filcu...:) Co Basia wyrabia własnymi rękami można zobaczyć tu:

A tu połączenie najbardziej klasyczne z możliwych. Moje ulubione nierówne koraliki, plecione pół kośnikiem na 10 oczek i srebrna kulka. No jakoś bez niej się nie da...:)
Ciekawiło mnie bardzo, jak można wypleść taką bransoletkę. Nieoceniony i wszechmocny You tube, przyszedł mi z pomocą. Jak ktoś chce się odprężyć igiełką i zrobić coś szybko, to jest właśnie splot, który  w pełni zadowoli.
Jako ozdobę do biżuterii, można wykorzystać wszystko, no może prawie wszystko. Na pewno nadają się do tego przekładki do śrub i małe wkrętki. Do tego eksperymentu zainspirował mnie naszyjnik znajomej, za przysłowiowy worek dukatów zakupiony w Ameryce. Z powodu niedostępności odpowiednich koralików, znalazłam zastępstwo. Efekt jest taki, że na pewno ma podobny ciężar, różni się kolorami od oryginału i ma mniejsze wypełnienie miedzy przekładkami. W oryginale było nakręcone tego po sam czub. Biżuteria dla odważnych i raczej na szeroką rękę, na mojej wygląda za masywnie...:)





wtorek, 27 listopada 2012

zapominalstwo...

...ach, nie zawsze się udaje wszystkiego dopilnować, a czasem zapomina się, o czymś dla siebie ważnym. Tak oto ja, napalona na rywalizacje w konkursie u Jolinki, zapomniałam się z terminem i nie mogę brać w nim udziału. Ale za to mogę już oficjalnie pokazać, skrzętnie chowane skarby, czyli ciąg dalszy przygody z wyszywaniem koralikami. To biżuteria konkursowa:





A tutaj Carska biżuteria, ( bo taka bogata..;), w której zamierzam wystąpić w  Operze. Coś na rękę i na dekold.






Obszywałam szkło weneckie, zdjęcie dobrze nie oddaje koloru, ale tu jest połączenie czerwieni z jasnym złotem. A robotka szła, aż same paluszki chodziły...:) Czysta przyjemność.

środa, 21 listopada 2012

Pierścionki...:)


A oto moja przygoda, z nieco większymi koralikami. To wielka przyjemność, nawlekać oczka większe, niż rozmiar 11 z koralików...:). Użyłam tu koralików Fire Polish 4 mm, w różnych kolorach, no i dodatkowo do wykończenia i łączenia 11 z Toho. Pierścionki plecione są na żyłce, na moje oko, mało skomplikowane i da się je szybko zrobić...:)
 

sobota, 27 października 2012

zmydełka..soap...:)

Wielką moja letnią pasją, stało się, robienie mydła od podstaw. Tak oto w wielkim zapale, już na samym początku, popełniłam sporo możliwych do zrobienia błędów...:) Ale dogłębniej zdobywając wiedzę na necie, udało mi się metoda wielu prób wykonać takie oto "Zmydełka".
 Wszystkie są na sprzedaż, cena detaliczna 6 zł...:)
To akurat jest z oliwy z oliwek 100%, właściwie to z wytłoczyn, bo podobno bardziej się nadają. Taka uwaga, jakby jakiś zapalony amator poszukując informacji się tu zaczytał, to dodam, że bardzo szybko stygnie.
Kolejne mydełko jest eksperymentem z nowym olejkiem zapachowym, który niestety miał wpływ na kolor mydła, ściemniało. Miało pachnieć, różą i wanilia...ale jest takie toaletowe.
A tu mnie poniosło, zachciało się efektów specjalnych i dołączyłam trochę kruszonego mydła cacaowego. Pachnie trochę jak mydełko toaletowe, ale te cacao też troszkę kreci w nosie.
Przyznam się szczerze poszukiwaczom bardzo intensywnych zapachów, że jeszcze nie udało mi się osiągnąć bardzo dobrego efektu, ale cały czas nad tym pracuje i obiecuje poprawę.
Mały eksperyment z nawilżającym mlekiem kokosowym oraz z płatkami nagietka, zbieranymi i suszonymi własnoręcznie. Takie przyjemnie "tłuste"...:)
A tu taki eksperyment z dodatkowym kolorem, dodałam przyprawę turmeric, która miała dać kolor intensywnie pomarańczowy. Jednak dodałam go zbyt mało odważnie, czyli za mało, no i efekt wyszedł minimalny.
A na deser zostawiłam zmydełko "Piernikowe". Pachnie trochę pomarańczem i cacao. Fajowo się pieni, a to dzięki olejowi rycynowemu.
No i najważniejsze, nie wysuszają skóry i są fajnie nawilżające.

piątek, 26 października 2012

bursztyn, sznurek i Arabella

Wielkiej, nowej techniki, to ja nie odkryłam, gdyż takie cudeńko zobaczyłam na wystawie w Desie. A że, należę do tych, którzy myślą sobie... kto jak nie ja...:), więc zakupiłam szary sznurek  i bursztynowy kruszec na wagę. No i przeleżało to sobie cierpliwie, aż to jesiennego czasu, kiedy to zakończyłam twórczy proces. Oryginalny sznurek jest dość gruby i nie przechodził mi, przez zbyt małe otwory w bursztynie. Tak oto, podzieliłam go na trzy części. Zaczęłam od wykonania supełka na wysokości 10 cm. a potem nadziałam bursztyn i znów supełek i bursztyn i....potem zakończyłam supełkiem. Tylko ta część do zapięcia jest opleciona oryginalnie grubym sznurkiem, tak jak i bransoleta. Powiem tak, było warto...:)
A tu haft koralikowy, tak bardzo przeze mnie ulubiony. Taki trochę pierścień Arabelli..no kto wie?..;)
Takie małe dzieło z niewielkiej ilości koralików, a cieszy.

poniedziałek, 22 października 2012

jesienne przyjemności

Troszkę to trwało, ale jak się słowo raz rzekło to należy je dotrzymać...:) Tak oto dziś dołączam obiecane fotki. Sesje zrobił amator niejaki Robert S., ale zobaczcie jak cudnie i z jakim wyczuciem przestrzeni. Ponieważ zdecydowałam się wziąć udział w  konkursie u Jolinki, więc nie mogę pokazać wszystkich dzieł bo nadal się decyduje, które z nich wybrać. Nie mogę również niestety poprosić Was o pomoc, gdyż zgodnie z zasadami konkursu, zdjęcia nie powinny być publikowane nigdzie wcześniej. A zasady czasem rzecz święta...;) Oto mój pierwszy wykonany haft koralikowy. Komplet bardzo podobał się mamie.

Kolejne fotki to przygoda z szydełkiem i koralikami. Powiem bez ogródek, że łatwo nie było, ale dzięki fachowej pomocy Jolinki, przeszłam przez pierwsze zniechęcenie i na prawdę było warto. Teraz i ja mogę powiedzieć i zachęcić do pokonania tego wyzwania, to jest łatwe...:) Ten oto sznur powstał jako pierwszy, pleciony na sześć koralików. Doszyłam igłą taka mała obrączkę, którą bardzo lubię.

A potem to już szaleństwo na 12 koralików w rzędzie, dodatkowym efektem jest to, że są one nie równe same  w sobie, ale ładnie się wypełniają w linii. No i oczywiście musi być dodana kulka. Jakoś zapałałam szczególną sympatia do nich...:)
ach ten mech...

 

No i kolejne doświadczenie w szydełkowaniu koralików, tym razem  z użyciem różnych rozmiarów. Potocznie nazwałam ją bransoleta w pryszcze...;)  Tutaj oczywiście, też jest dołączona kulka tylko, że dorobiłam ja już po sesji i dlatego jej tu nie widać.

A tu już w pełni okazałości:
 
No i najważniejsza wiadomość, że nie mam tego dość, a w planach mam...:) O tym już niedługo. Pozdrawiam moje kochane wierne duszyczki, wytrwałą Madziule oczekująca na moje fotki i Anie, która trafiła, że to może być właśnie ten poniedziałek...:)

piątek, 14 września 2012

...koralikowy wirus...:)

Przestrzegam wszystkich Tych, których jeszcze nie opanował, aby po pierwsze, nie wchodzili na stronki, gdzie można podziwiać gotowe dzieła, po drugie omijali sklep Jolinki (http://jolinka.pl/ bo strasznie uzależnia...;) no i oczywiście koniecznie szanowali swój czas, gdyż przepadną tak jak i JA!!! Igła to magia, żyłka to ciągłość życia, a cała reszta to bajka...:) Poczyniłam pierwsze koralikowe kroki, jak się okazało zauroczył mnie haft koralikowy. Już prawie gotowy, potrzebny mi tylko palec mamy oraz jej nadgarstek do miary długości pierścionka i bransolety. Będzie to możliwe dopiero w niedziele, ale obiecuje wstawić fotkę jak już się z tym wszystkim wyplącze. Pozdrawiam weekandowo.