Powiem krótko, na chwilkę oszalałam...:) Trwało to zaledwie jeden dzień i jeden wieczór, ale bardzo produktywny. Grzecznościowo pożyczyłam urządzenie zwane młynkiem dziewiarskim od Joli http://jolinka.blogspot.com/2012/12/mynkowe-szalenstwo.html
no i odstawiłam taką jazdę na korbkę, że hoho...:) A oto są tego dowody:
Bardzo przyjemnie można to okręcić w okół szyi i zdecydowanie jeśli o mnie chodzi, może zastąpić to szalik.
To taka spokojna tonacja, klasyczna...
...w tonacji zieleni z tęsknoty za wiosną...
...szaleństwo kolorów z przeznaczeniem na prezent...:) to było pierwsze dzieło z zapałem kręcone w pracy z koleżanką Monią...;)
...no i mój Tyś od pierwszej długości.
Ponieważ został mi kawałek sznurka ( czasem nazywam go makaron..;), to wyrobiłam na szydełku połączenie i plącze razy 4-ry na rękę jako bransoletkę. No i skoro to prywatna własność, koniecznie musiałam doczepić choć jeden koralikowy element, kulkę.
No i bardzo się cieszę, że wykorzystałam zapięcia inne niż karabińczyk. Jak to dobrze, że czasem coś się kupi z myślą, na pewno się przyda, bo to się sprawdza...:)
Wszystko robione jest z włóczki Włóczka Everyday Rengarenk anty pilingującej się. Kręciło się dobrze i odpowiednia była grubość. Pokusiłam się też o włóczkę Włóczka Sal Sim Alize szarą, ze srebrna nitka, ale dzieło jeszcze nie ukończone. Cena za 1 szt około 14 zł. Jeden motek śmiało wystarczy, aby owinąć szyję dwa razy. Długość około 110 cm. przycinałam na 105 cm.
Zabawa przednia serdecznie polecam...:)