wtorek, 12 maja 2015

inspirujące spotkania...:)

 Jestem bardzo wdzięczna Magdzie, że wprowadziła mnie w towarzystwo, że tak nazwę Dziewczyn z Gajowej....;) Co tam się dzieję. Druty same robią, igiełki same wyszywają, koraliki same się nadziewają, a w tym czasie, dziewczyny pija sobie herbatę i zajadają ciasta i gadają...;) Tak też, natchniona ich towarzystwem, w niedzielę dorwałam się, do odłożonych na półkę i już przykurzonych koralików. Znalazłam też, wcześniej rozpoczęty sznur, który stał się tą oto bransoletką. 
Połączenie czerwonego z czarnym, nie jest mi szczególnie bliskie, więc potraktowałam to jako wyzwanie, aby się zmierzyć z tym zestawieniem. Dla relaksu zrobiłam kulę, które chyba nigdy mi się nie znudzą. Jak zawsze robię asymetrycznie, czyli jedna połówka kuli, różni się od drugiej, co starałam się pokazać na zdjęciach. Użyłam koralików dużo różnych...:) Jest to model autorski Jolinki, zainteresowanych odsyłam tam po informację...:)
 Uwielbiam robione obrączki. Ta z czerwonymi liniami jest dla mnie zaskoczeniem, gdyż w trakcie okazało się, że brakuje mi koralików. Takie niespodzianki są zawsze odkrywcze, bo kto powiedział, że linie po całości musza się łączyć...;) No i użyłam magi matowych koralików. TOHO Round 11 : Opaque - Frosted Jet, Opaque -Frosted Cherry. 
 Wykręcałam się od stosowania wzorów jak tylko mogłam...;), ale w tym wypadku jakoś wymiękam. I tak posłusznie trzymałam się matematycznej instrukcji. A oto efekty:
  Brązowy wyplotłam wcześniej, a ten niebieski jest świeżutki. Już jeden taki ozdobnik do kluczy wynosiłam, to teraz w zapasie zrobiłam sobie dwa...:) 
Jak się człowiek narobi, to się dobrze poczuję. Może to i trochę dziwnie brzmi, ale narobić się twórczo to niebanalna przyjemność i takich chwil Wam życzę...:)

poniedziałek, 11 maja 2015

oj się działo...:)

Jak miło powspominać. Wernisaż się odbył, pogoda dopisała, było wietrznie i słonecznie...:)
 Każda sztuka odzieży malowanej roślinami ma swoją historię. Inspiracją co do formy, był kształt materiału jaki miałam. Najprzyjemniejsze było odpowiadanie na pytanie. A co tam z tego kawałka, można by było uszyć? 
 Dzięki Betty, Moni i Karolowi z kwiaciarni Betty, moje ciuszki autorskie zawisły na gałęzi. 
 Większa ilość modeli była eco-printowana w całości. Mniejsza ilość była z wstawianymi akcentami, czasem miało to formę obrazu.
Były też ciuszki zawieszone na dwóch krzesłach, porośniętych mchem. Jak najbardziej wszystko w eco klimatach...:)
 Wystawiłam też swoje mydełka, trzeba było chować je od słońca, bo wrażliwe...:) 
 Są bardzo rożne, miło było zobaczyć, że niektórym, trudno było dokonać wyboru. Zdjęcia wykonała Magdalena Face-Face, publikuję je za zgodą autorki...:)To był dla mnie bardzo dobry czas.
Pozdrawiam...:)


czwartek, 9 kwietnia 2015

...iwi-landia...:)

Taka mała zajawka wielkiej niespodzianki...:)
Jestem w trakcie tworzenia mojej pierwszej kolekcji swoich własnych wytworów. Iwi-landia, nabiera materialnej formy.
Planuję zorganizować się do początku maja, o czym z przyjemnością poinformuję.

czwartek, 2 kwietnia 2015

...nadszedł czas porządnie się namydlić......:)

Mydełka cierpliwie dojrzały, teraz już można ich używać bezpiecznie, wszystkie wypróbowałam na własnej skórze.
1. Mydełko "Ciasteczko" z oliwy oliwek i trawy cytrynowej, jest bardzo kremowe.
2. Mydełko o zapachu ogórka, od kolorów żółtego i czerwonego nazwałam je "Jaga" świeże przyjemne i raczej dla fanów mniejszej ilości piany, mydełko twardsze.
3. Mydełko, "Czarna magia", bakteriobójcze, umyłam nim twarz, bo mam kłopoty z opanowaniem przez bakterie oczu, wygasiło zaczerwienienie. Działa to na mojej skórze, ale polecam sprawdzić najpierw na plecach. Umyłam nim zęby...hihi, ciekawe doświadczenie, jakbym dodała smaku spożywczego jakiegoś np. mięty to byłaby to normalna piana jak z pasty. Jednak posmak taki dziwny w buzi pozostaje. Doznanie raczej dla odważnych...:) Nie ma zapachu, ale bajecznie się pieni po prostu, piana na gęsto...:)
4. Mydełko "Lawenda" spokojne, zapach jest niestety nie za duży, ale skóra po umyciu aż piszczy, taka czysta...:)
5. Mydełko "Szorowanko" pilingowe z mielona kawą i jogurtem, jest praktycznym mydełkiem, co ma dobrze zadziałać na skórę, ale nie jest jakimś cudem, ani do podziwiania, ani do wąchania. Ciemne brązowe, kolor uzyskałam przez dodanie cacao, bo dobrze robi na skórę. Jest bardzo przyjemne i fajnie drapie skórę. Po pilingu warto posmarować się oliwką, uczycie tak jakby się właśnie opuściło SPA...:)
 Mydełka po 10 zł.
No to zapraszam...:)

wtorek, 10 marca 2015

...kreatura...:)

Poddałam się całkowicie. 
Miałam jeszcze szczyptę nadziei, że może jednak nie. Lecz to, co wyprawiam jest potwierdzeniem tego, iż jestem KREATRĄ. Malowane roślinami ciuszki, to zdecydowanie użytkowe działanie. Ale oszaleć na punkcie sznurków, pasków materiału, tzw. resztek, służących do zawijania Eco printingowych gamołek, to normalne nie jest. Bo ja jeszcze mokre z kubła na śmieci wyciągałam, bo mnie omotał syndrom Kreatury. No i co Wy na to?.....;)
Tutaj zbliżenie Eco-printowanych plamek, no i dokładnie widać, co stanowi dekoracje, czyli śmietnikowy nieużytek ze sznurko-szmatek. Spodobał mi się pomysł Pani Beaty Jarmołowskiej, która to dopiero jest opętana...;) i nadaję piękne nazwy swoim dziełom, to wykreowaną torbę nazwałam "Na dnie oceanu". Jak się patrzy z daleka, to się wydaje, że nic się nie dzieje, ale jak się zbliży, to widać, warstwy, odcienie, plamy. Zupełnie tak jakby się nurkowało...:)
Pokusiłam się tym razem podszyć podszewką, aby torba nie była taka nieprofesjonalna...;) Do ideału daleko, bo szybkość tworzenia jaką stosuję, zawsze uważa za stratę czasu zrobienie formy, lub wyliczanie odległości, po prostu stosuje metodę "na oko". No cóż, ale to pierwsza taka torba, przy następnej będę już miała doświadczenie, co zdecydowanie mnie bardziej okiełzna. O i kieszonka jest...:) 
Masakrycznie znosiłam domowe kaputki, podszywałam, cerowałam, co by wytrzymały jak najdłużej. Opętana  syndromem Kreatury, przy zastosowaniu zasady PDD czyli przytnij, dotnij, dopasuj, uszyłam nowe kapcie...:)
Kaputki uszyłam z dzianiny z dużą ilością bawełny i w środku też mam mięciutko, bo miałam kawałek zupełnie "niepotrzebny" granatowej dresowej bawełny nie czesanej i wykorzystałam ja jako wkładkę do podeszwy. Mój dziadek Wilhelm był szewcem, a drugi Janek naprawiał fleki, może coś we mnie z dziadkowych talentów jest. W każdym razie, aby się pochwalić dziadkom, to musiałabym jeszcze sporo popracować nad technika szycia kapci..;)
A teraz rzucam czar na każdego, kto przeczyta tego posta, gdyż oficjalnie ogłaszam, że syndrom Kreatury jest zaraźliwy...:) AHA!



piątek, 6 marca 2015

moja fascynacja malowania roślinami...:)

Przedstawię krótką opowieść o długim procesie twórczym jakim jest Eco printing, Eco dying. 
To, że jagódka maluje białą koszulkę na fioletowo myślę, że jest wiadomo powszechnie. Albo, że łupinki od cebuli malują trwale wielkanocne jajka. Ale, że można tak iść na spacer i nazbierać skarbów, czyli kwiatów, liści i owoców, a potem układać w różne nieprzewidziane wzory, to jest ta część Eco malowania, która mnie zafascynowała...:) Ale od początku.
Najpierw należałoby mieć coś na czym chcielibyśmy odbić roślinne wzory. Udało mi się kupić białą dzianinę dresową bawełnianą, w niebanalnie okazyjnej cenie, kawałek 0,40 cm 2 zł. Taka promocja, bo kawałek był z artystyczną dziurą, po czym kolejna końcówka materiału z belki, była o połowę tańsza, niż cena detaliczna, to jak tu nie zaszaleć. Uruchomiłam proces twórczy i zlepiłam taka oto bluzę:
 Po ułożeniu wzoru, na który składały się wspomniane wyżej łupinki cebuli, owoce z krzaka działkowego w kolorze ciemnym, wystające z za czyjegoś płotu..ups...;) przypominające aronie, ale to tylko złudzenie, trochę suszonej lawendy i pokruszony liść orzecha włoskiego. Skręciłam takiego oto gamołka, który został poddany mówiąc potocznie "gotowaniu zupy", czyli podgrzewaniu w garnku przez tydzień.
 Tadam...:) Taki oto wyszedł efekt, to jest przód bluzy.
 A tu "bambusowy las" z tyłu bluzy.
Teraz bluza czeka na wiosenne słońce i lekki wiatr, bo rękawek ma 3/4 te, to zimą w łapki zimno. 
Ponieważ moje artystyczne zapędy są wspomagane przez moją Kochaną Siostrę ( to dzięki Niej pół Etiopii myje się moim mydłem...;) to jestem szczęśliwą posiadaczką tej oto lektury książka Eco-printing. Autorka India Flint to mega nauczyciel w dziedzinie malowania roślinami. A w kuchni już gotuję następną zupę, jest to ostatnio moje ulubione danie...:)

poniedziałek, 2 marca 2015

mydełka do wszystkiego...:)


No można się pomylić, bo na pierwszy rzut oka ta kostka mydła wygląda jak smakowity blok z białej czekolady... :) Pachnie cudnie trawa cytrynowa i ma  w sobie płatki nagietka, mielone płatki owsiane. Kolorki zupełnie naturalne, lekki różo-pomarańcz uzyskałam z kurkumy, brąz to oczywiście cacao, naturalny kremowo biały to kolor oliwy z oliwek. Zawiera w sobie wszystko co służy, a nic, co skórze szkodzi. I jak mawia kolega Robert, skóra po takim mydle aż piszczy, taka jest czysta.
Moje stany magazynowe mydlane, równe były zeru, więc wzięłam się do roboty. 
To mydełko na górze z fioletowym paskiem, jest oliwkowe z lawendą i o zapachu lawendy, z białą glinką, przyjemnie relaksuje. Plaster na dole jest przekrojonym mydełkiem oliwkowym (z kostki u góry) o zapachu trawy cytrynowej, teraz bardziej widać powstałe wzory. Odcienie pomarańczu i czerwieni to mydełko z oliwa z oliwek oraz oleju z pestek winogron ( witaminka E), trochę naturalnego ciemno pomarańczowego koloru dało też masło palmowe, które mydełko utwardza. Jest posypane makiem u góry, miało być pilingujące i zawierać mak w środku, ale zakręciłam się na tyle w procesie twórczym, iż zapomniałam. Świeży zapach ogórka, orzeźwia jak zawsze...:) 
Czarne okrągłe mydło na górze to dopiero niespodzianka...:)
Takie oto cudne wzory można uzyskać mieszając dwa kolory, naturalny kolor mydła z kolorem czarnym uzyskanym z węgla, tego leczniczego jaki można kupić w aptece. Przygoda arcy ciekawa, gdyż to mydełko jest krojone z jednej kostki, a każdy jeden kawałek wygląda zupełnie inaczej, ależ frajda. O wartościach leczniczych na skórę mydła z węglem wiedziałam zanim się za nie zabrałam. Ale, że może być używane zamiast pasty do zębów i oprócz tego że czyści zęby, to też je wybiela, to mnie zaskoczyło, tak jak Was teraz...:)
O właściwościach można poczytać tu czarne mydło.
Mydełka dojrzewają, dostępne będą pod koniec marca...:)

sobota, 28 lutego 2015

takie tam dwa w jednym...:)

To może nadzwyczajny wyczyn nie jest, ale zrobiłam bransoletkę free stylowa, według własnego pomysłu na początek tradycyjnie ukośnikiem na 14 oczek. Ale okazało się, że zapięcie jest płaskie. Trzeba było sobie poradzić, a że robię na szydełku dość luźno, więc udało mi się bransoletkę spłaszczyć. 

No i fajnie jest...:)
A teraz moje domowe zastosowanie...:) Tutaj komplet w wersji ze złotą kulką, "Okiem Saurona".
Natomiast tu królują fiolety. Na zdjęciu jednak kolory są inne niż w rzeczywistości, wydaję się że jest tu niebieski, a jednak to tylko złudzenie. 

I jeszcze jedna zabawa z kulkami...:) 
Pozostał mi wykonany kiedyś sznur z hematytowych koralików, brakowało tak niewiele, zaledwie wykończenie i zapięcie. A jak już to było gotowe, to dawaj po robocie wyrobiłam kolejna kulkę. a ta trój kolorowa na dole to tradycyjnie czysty przypadek. Przetarłam kluczami kulkę z breloczka, a że nie chciało mi się pruć i pozostała dupką..;) potraktowałam ją jako całkiem sympatyczny początek i poleciałam po wzorku. 
Nowy breloczek wygląda tak...:) Takie cuda można znaleźć u Jolinki, to dzięki Niej mogę sobie z przyjemnością od czasu do czasu polecieć w kulki...:)

środa, 18 lutego 2015

Oko Saurona...;)


Cieszę się, że w tym życiowym zamieszaniu, udało mi się spędzić miły wieczór, z tak dawno zaniedbanymi koralikami. Jestem bardzo wdzięczna Jolince, która to pokazała mi, jak sobie z taką kulką można poradzić. Ale jak to ja, chadzam sobie artystycznie swoimi drogami i gdy zauroczyła mnie przezroczysta forma od razu wiedziałam, że jest po prostu magiczna...:)


Plecione obrączki są moją ulubiona biżuterią, teraz tylko czas zdecydować się na bransoletkę. I tu mam taki mały dylemacik, do jakiego wzoru powrócić, może ukośnik....no chętnie pomachałabym szydełkiem. Albo może jednak coś na płasko. Sprawa się wyklaruje, jak tylko uda mi się zorganizować spokojny wieczór i obiecuje, że szybko się pochwalę...:)