niedziela, 22 października 2017

dywanik z bawełnianych koszulek...:)

Nowe wyzwanie, nowa fascynacja, którą serdecznie polecam...:) 
Historia rozpoczyna się od nerwu na dywanik w przedpokoju, który choć śliczny bo zielony w czarne kropki, przyciągał kurz niemiłosiernie. Co tygodniowe czochranie gumową podeszwą buta, aby ponownie zobaczyć kolor dywanu, zmęczyło mnie. Tak oto, zrodziła się potrzeba zmiany. Poszperałam tu i ówdzie, łącząc moje eco fascynacje w wykorzystaniu tego co stare na nowe i dokonałam odkrycia, jak z bawełnianych koszulek zrobić sznurek, którym można dziergać na szydełku...:) 
Poniżej przedstawiam proces produkcji sznurka.
Tak rozcinamy koszulkę. 
U dołu w miarę prosto, odcinamy podłożenie, a na górze odcinamy część, która się zaczyna przy wszyciu rękawa. 
Uwaga! 
Nie docinamy do szwa z jednego boku około 3 cm. 
Szerokość pasków zależy od Nas. Ja cięłam na około 2 cm szerokości, dopasowałam do domowego szydełka nr.10.
 Powstaje taki prostokąt.
 Tak wygląda prostokąt po rozłożeniu.
 Zaczynamy cięcie tak, aby powstał ciągły sznurek.
 Tniemy po skosie. Bardzo ważne, aby dobrze zacząć...:)
 I tak do ostatniego paska.
 Rozcinamy końcówkę i tak samo rozcinamy pozostawiony początek.
 Ciągamy za sznurek, lekko go rozciągając.
 Pomoc mile widziana...:), a szczególnie przy zwijaniu kłębka.
Długość sznurka zależy od wielkości koszulek. Bardzo wygodne w pracy są sznurki z koszulek, które nie mają po bokach szwów. Wtedy nie mamy "przeszkód" w czasie dziergania, bo nie ma zgrubień, albo sznurek się nie przerywa jak to czasem się zdarzy w czasie pracy, jak "puści" szef.
Supełki ze szwem też mogą być ozdobą...:)















 Praca w trakcie dziergania. 
Szerokość pasów jest na 10 oczek, prawe lewe oczka. Robi się fajnie. Wygodniej jak są koszulki z odrobiną elastiku, wówczas sznurek jest śliski i wygodnie przeciągać przez grube oczka. Łączyłam pasy po długości i tu starałam się mieć sznurek z koszulki bez szwów.
 Mój pomysł na dywanik...:)  Koszt 15 zł.
Dodałam gdzie niegdzie ozdobniki, które na moje oko tam pasują. Przeciągałam nitkę szydełkiem i tak pojawiły się kreski, ścieg jak fastryga, czy krzyżyki, aby przynajmniej optycznie zniwelować różnicę w długości jednego boku...;). 
Dywanik wylądował w kuchni, gdyż nie mieścił sie pod wejściowe drzwi w korytarzu, a ten z kuchni cieniutki, zaprasza teraz do mieszkania.
  Z upolowanych używanych koszulek bez szwów za 1 zł. na ciuchach powstaje dywan, który nie jest jeszcze ukończony, bo zabrakło sznurka, a czuję potrzebę dodania większej ilości czerwieni. 
Nazwałam go "Zachód słońca".
 No i tu sobie pozwoliłam na brak geometrii i swobodę dodawania kawałków z różnych resztek sznurka w czasie dziergania. Taki śmietnik, niby nic a jednak coś...:). Jest bardzo osobisty, bo granatowy sznurek powstał z wyciągnietej sukienki z szafy, która to miała swoje jedno wyjście i zapychała kąty. 
A tak przynajmniej cieszy oko.



poniedziałek, 18 września 2017

MOTANKI...:)

Zamotałam się, lub omotałam Motankami...:). To laleczki słowiańskie. Te są moje własno ręcznie ukręcone i gdzie niegdzie podszyte igłą.
Jak wszystkie magiczne lalki wykonane są z naturalnych tkanin.
Pierwsza po lewej jest Ziarnuszka, lalka usypana w środku na bogato ryżem, przesypanego warstwami lawendy. Jak się lalą poruszy to jest aromatoterapia.

 Jej celem jest sprowadzenie dobrobytu do domu. Tradycyjnie, głównie wypychano ją zbożem, czasem w bogatszych domach upychano w nią ziarno gryki, uważanej za skarb na pomyślność. 
Cycata baba to Zielarka, wypełniona suszoną mietą. 
Jak zobaczyłam podobną laleczkę jako dekorację straganu, to właśnie najbardziej  urzekła mnie nie jej słowiańska dusza pachnąca ziołami a właśnie jej banie...;). Według dawnych przekazów laleczki-baby miały leczyć, a ręce wzniesione w błogosławionym geście miały im dopomóc. Zielarka trzyma w rękach woreczki wypchane ziołami tak, aby starczyło zapasu na całą zimę...:)
No i ostatnia laleczka. Przy jej wykonaniu nie używa się igły  a tylko mota nitką której nie trzeba odrywać. Jej podstawą jest zwinięty gałganek materiału, który może być motany z intencją szczęścia i zdrowia...:) Przy jej wykonaniu krok po kroku korzystałam z filmu laleczka szczęścia...:)
I tą tulę do siebie najbardziej...:)

wtorek, 14 marca 2017

torba na wiosnę...:)

Nosidełko, gromadnik naręczny...a tak mnie trochę poniosło...;) 
Na brak posiadania toreb nie narzekam, gdyż zawsze coś tam uszyję, ale ze zbliżającą się wiosną, odczułam niepokój. Nowy sezon a ja co? Staruchy sprzed roku będę nosić? O nie! Tak więc wybrałam się na ciuchy i zakupiłam spódnicę szt 1 zł 1. ( Na zdjęciu jest już tylko podszewka. Rozpędziłam się z wypruwaniem zamka i rozpruwaniem zaszewek i krojeniem. Dopiero potem pomyślałam o poście....;)
 Oraz bluzkę z dzianiny, również szt.1 zł 1. ( Podobna historia jak wyżej)
 Teraz można zobaczyć elementy torby, w czasie procesu szycia.
 To jest początek, naszywam napis wycięty z koszulki, który jest przyszyty na przodzie torby. Spód to spódnica, część wierzchnia powyższej podszewki. Materiał to zielono -szmaragdowa, gdzie nie gdzie przeplatana brokatową nitką tkanina, bucle.
 
Ostatnie szycie. To góra torebki, wzmacniam szwem - stębnówką, aby się torba nie rozwarstwiała. Doszyłam rączki z taśmy pasmanteryjnej o szer. 3 cm, a długości 40 cm. Rączki są wszyte na 1 cm, co daje nam dł. 38 na gotowo. Jest to wymiar bardziej do noszenia w ręku. Jak ktoś chce zarzucać torbę na ramię, to rączki powinny być dłuższe.
 W środku torbę obszyłam podszewką. Dałam zupełnie nowa, bo tamta ze spódnicy była za wąska. Kieszonka i wzmocnienie na górze, wycięłam z bawełnianej bluzki. Jest ładnie i pasuję, ale nie miałam igły do dzianiny i teraz widzę, że te stębnowanie na górze obciąża i rozciąga szew i robią się dziury. Ale i na to jest sposób, wzmocnie tasiemką, przykryje szew i będzie dobrze. 
O takie motto niosła ze sobą koszulka na ciuchach. Udało się, co oko widziało, a głowa wymyśliła jest dokładnie tym, co chciałam...:)
A te oto hiacynty, przyciągnęłam do domu, w mojej nowej torbie.
Niech wiosna będzie radosna...:)

sobota, 4 marca 2017

Kamelka Maja...:)

Była sobie Kamelka Danusia, a teraz powstała Kamelka Majusia. 
Zdjęcie robione dawno temu, ale oprócz tego, że dziecię na nim śliczne to i ujęcie niebanalne. 
Tak więc zdecydowałam się "poświęcić" oryginał. Wybrałam kolory energetyzujące jak różowe złoto, czerwień i odrobinę srebra.
 
Tak Kamelka wygląda z tyłu. Poprzednie Kamelki były w całości obszywane koralikami. Tym razem postanowiłam wcześniej podkleić tył filcem, przez co było mniej pracy z wypełnieniem , a  i ozdobie nie szkodzi, bo jest przez to lżejsza.
Po raz pierwszy podjęłam wyzwanie zrobienia łańcuszka z koralików. 
Wybrałam TOHO Treasures Galvanized Rose Gold.
 Okazało się, że wykonanie go nie jest trudne. Nauczyłam się jak manewrować igiełką, 
z edukatora po polsku na You Tube. 
Jeśli ktoś będzie zainteresowany to klikamy tu : łańcuszek
Natomiast rozbiegane frędzelki podpatrzyłam na tym filmiku.
Przetestowane zapięcie na bransolecie, stało się moim tymczasowo ulubionym rozwiązaniem. Aby pasowało do całości, a jednocześnie od czasu do czasu, można było użyć łańcuszka do innej przywieszki, to dodałam tylko mały akcent w kolorze czerwonym.
Kamelka, jak na mnie jest dość dużą i zdobną biżuterią. Owal ma 5 cm długości, a frędzle 7 cm. Tak więc zdecydowanie będzie to, na szczególne okazje. 
Ale i Maja jest szczególna, więc wszystko gra...;)

sobota, 25 lutego 2017

ciepło zimno...:)

 Pogoda za oknem niezdecydowana. Choć nadal jeszcze raczej ogólnie mrozi, ale jak zaświeci słońce, to wiadomo, że już lada moment, niebawem, nadejdzie ciepło. Tak więc nastrój jaki mam pod wpływem pogody, udzielił mi się w robótkach ręcznych. 
Moje niezdecydowanie to połączenie srebra i złota.
Przygoda rozpoczęła się, od  momentu namiętnego oglądania filmów na You tube. 
Zainspirował mnie konkretnie ten, " pierścionek ". 
Poniżej moja osobista łapa, na której to, mieni się moje nowe dzieło.
Jak już wykończyłam pierścionek to okazało się ,że w szkatułce brak mi pasującej bransoletki. 
No to zatańcowała igła z nitka i peyotem, 
wplatając już znany wzór z pierścionka, dziubnęłam paseczek. 
Lubie złoto, coraz bardziej. A choć mam dużo tolerancji do tego, że zapięcia i zakończenia z czasem się wycierają, to tym razem, postanowiłam zrobić zapięcie z koralików. Tu również pomocny okazał się film " zapięcie ".
Leciałam już na koralikowych oparach, kiedy wykańczałam kółeczko do zapięcia i już nie starczyło mi Toho Treasure Golden Lined, tak więc pałeczkę wykonałam z Toho round 11/0 o tym samym kolorze. No i spokojnie pogodziłam biegun zimna z ciepłym, znów mam radochę...:)