Plotę i plotę, a pasja nadal nie przechodzi.
Cieszyło mnie odkrywanie makramy, robienie wzorów, a teraz przyszedł czas na uspokojenie bransoletek. Pomyślałam podobnie jak Pawlak w filmie "Sami swoi"
"...tatko bo ja, jak się tak napatrzę, to tak nienawidzę...;)",
że może jak już sobie tak uplotę najprościej kilometry jednym wzorem, to się wyplotę,
co ja plotę...;)
Tym razem zmierzyłam się z cienkim sznurkiem, jako podstawą, a plotłam bawełnianym sznurkiem woskowanym. Jedyną dekoracją jest drewniany guzik, a tak to nic się nie dzieję.
Oj dobrze mi się plotło, to zrobiłam jeszcze bransoletką w pomarańczowym kolorze,
a guzik jest w kwiatki, dla mnie czad...;)
Niespodziewanie na balkonie pojawił się gość. Nie pszczółka to i nie Maja i nie Gucio, ale szybkie to i lotne i płochliwe, osa. Mentalnie wpływu na owada zupełnie nie miałam, ale się uparłam, że pstryknę focie i już. No to się trochę narobiłam, ale jest, złapałam w kadr tak,
jak moje oko tego chciało.
jak moje oko tego chciało.
Osa w wersji old style, mogę powiedzieć pra pra osa...;)
Lubię mieć wybór...:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz